Prze dobre parę minut zastanawiałem się od czego zacząć pisać posta. I doszedłem do dość prostego wniosku, że nie mam bladego pojęcia. Dlatego też może bez żadnego wstępu tylko same konkrety.
Jak zapewne moi drodzy, zauważyliście nie było ze mną kontaktu do dość dłuższego czasu, a co jest tego powodem? Z początku chwilowa chęć odpoczynku od wszystkiego i wszystkich przerodziła się w istne zamknięcie. Trochę egoistycznie podszedłem, to fakt, ale zawsze w sumie swoją puszeczkę Pandory sam nosiłem i gdzieś tam w kieszeni kitrałem. Jednak tych wszystkich rzeczy się zaczęło zbierać i i przybierać na wadze, że ciężko mi się ruszyć. Nie chcę też byście odbierali tego co tu napisałem jako wyjaśnień, pomimo, że w jakiejś części tym jest. Ale jako mini spowiedź mojej drugiej rodzinie którą zaniedbywałem i chyba prośbę o radę. Jak to się mówi co dwie głowy to nie jedna.
Zacznę od najbardziej ciążącej mi na sercu sprawy. W domu jest dość krucho, nie chodzi o kontakty wewnątrz tylko o sytuację finansową, która zaczęła się diametralnie od jakiegoś czasu psuć. Ojciec ma bardzo poważne problemy w pracy, a dokładniej, że w piątek już jej nie będzie miał. Stres co będzie jutro, po jutrze, za tydzień i tak dalej przytłacza nas wszystkich. A ja pomimo, że pracuję nie dam rady wspomóc rodziców tak jakbym chciał. Starają się w moje i siostry chwile zapuszczać pozytywy, ale widzę, że nie jest dobrze. Nigdy szczególną strachajłą nie byłem, ale teraz użycie słowa strach, obawa czy jak tam zwał będzie na miejscu. Tak jak zwykle myślałem pozytywnie teraz każdego dnia patrze przez szare okulary, a tych różowych już nie ma...
Ciągnąc dalej mój wywód moje życie towarzyskie tak jak rozkwitało i było w pełni mocy oraz sił, obecnie wygląda jak pobojowisko po wojnie nuklearnej. Wszystkie chęci i plany związane z moimi sercowymi sprawami legły w gruzach. Mogę szukać winnego, ale widzę go w odbiciu monitora... Wszystko co tu sknociłem zawdzięczam sam sobie. Mam dość kobiet i tego co jest z nimi związane, kobiety to w końcu same zło hehe. A poważnie nic nie jest takim jakie miało być. Planowałem i gdzieś tam głęboko marzyłem o wielu kwestiach, z resztą jak każdy. Teraz zamiast wielkich i wspaniałych rzeczy jest wielkie nic, a światełka nadziei nie widzę na dzień dzisiejszy.
Mam też skromną nadzieję, że będziecie się chcieli ze mną zobaczyć i pogadać. Czy to w grupie czy w pojedynkę, tęsknię za Waszymi mordami. Rozmowa z każdym z Was da mi spojrzenie na moją puszkę w tylu barwach ilu Was jest, jeśli nieuniknione jest jej otwarcie to wsparcie z Waszej strony będzie pokrzepiające.
Mówiłem, że kocham Was wszystkich? Cóż, tu się mogę powtórzyć.
Kocham Was wszystkich,
Bob.
wtorek, 27 października 2009
Subskrybuj:
Posty (Atom)